26 June 2006

rain on me

babcia - siostra babci, ale to ciocia bez znaczenia, zawsze tak samo bliska - jest od piatku w szpitalu. w tygodniu operacja. jesli organizm wytrzyma usuniecie nowotworu, bedzie z nami jeszcze z piec lat, podobno. nie umiem sie trzymac w szpitalu. nie umiem nic powiedziec, widzac jak przez trzy tygodnie niemal zniknela, drobinka. moge sie tylko wkurzac na to, ze badania rozciagnely sie na ponad 3 miesiace, ze zamiast skoncentrowac je od razu w szpitalu po pierwszych zlych wynikach, wymeczano ja w tym czasie coraz bardziej agresywna choroba. na to ze lekarz potrafil po tygodniu oczekiwania na diagnoze przelozyc podanie wynikow o kolejne kilka dni, bo zapomnial zabrac ze soba odpowiednich papierow i poinformowac o tym zupelnie beztrosko. i na wlasna bezsilnosc, bo moge teraz tylko podduszac sie lzami z katarem siennym i myslec, ze za malo bylo i jest czasu.

3 Comments:

Anonymous Anonymous said...

:/

:*

26 June, 2006 23:20  
Anonymous Anonymous said...

ta choroba jest straszna, nie ważne, w jakim wieku i jaki fragment ciała oblepia mackami

pamiętam moją babcię, całe życie dźwigała wielkie wiadra wody i prała ubrania dziadka w misce, mieszkali w domu bez wodociągu i łazienki, obrabiała własnymi rękoma wielkie zagony marchwi, żeby było na zimię, wielka i silna, a tylko metr pięćdziesiąt

jak miała kolejne przerzuty, była taka dromna i umęczona trzema latami męczarni, przez ostatni miesiąc życia skubał dziadek palcami pół pączka - tyle była w stanie zjeść dziennie, a czasami nawet i nir tyle;

a lekarze - wiesz, jacy byli lekarze i pielęgniarki. rodzina. najważniejsza jest rodzina i mimo szpitalnego uderzenia po nerwach, żeby jak najczęściej z nią być i ściskać za rękę

dziewuszko :***

27 June, 2006 07:26  
Blogger milamar said...

dziekuje wam kochane, bardzo :*

27 June, 2006 11:07  

Post a Comment

<< Home