rain on me
babcia - siostra babci, ale to ciocia bez znaczenia, zawsze tak samo bliska - jest od piatku w szpitalu. w tygodniu operacja. jesli organizm wytrzyma usuniecie nowotworu, bedzie z nami jeszcze z piec lat, podobno. nie umiem sie trzymac w szpitalu. nie umiem nic powiedziec, widzac jak przez trzy tygodnie niemal zniknela, drobinka. moge sie tylko wkurzac na to, ze badania rozciagnely sie na ponad 3 miesiace, ze zamiast skoncentrowac je od razu w szpitalu po pierwszych zlych wynikach, wymeczano ja w tym czasie coraz bardziej agresywna choroba. na to ze lekarz potrafil po tygodniu oczekiwania na diagnoze przelozyc podanie wynikow o kolejne kilka dni, bo zapomnial zabrac ze soba odpowiednich papierow i poinformowac o tym zupelnie beztrosko. i na wlasna bezsilnosc, bo moge teraz tylko podduszac sie lzami z katarem siennym i myslec, ze za malo bylo i jest czasu.